Adrian Urbanek: Co, z perspektywy czasu dla Pana profesora ważne jest w byciu pediatrą?
Prof. Tomasz Urasiński: Zacznę od osobistej refleksji. Tak się złożyło w moim życiu, że pediatrą zostałem przez czysty przypadek. Nie do uwierzenia…, ale egzamin dyplomowy z pediatrii był egzaminem, który w cudzysłowie w pewnym sensie sobie odpuściłem. Bo bałem się dzieci. Kiedy uzyskałem dyplom i okazało się, że muszę się przenieść z jednego końca Polski na drugi. Nie było dla mnie miejsca nigdzie indziej oprócz pediatrii. Tak, zostałem pediatrą. Jestem z tym zawodzie od 44 już lat. I gdyby po tych 44 latach ktoś zadał mi pytanie, czy wybrałbym ponownie pediatrię, to ze świadomością cieni tej specjalizacji bez wahania zrobiłbym to samo. To znaczy świadomie zostałbym pediatrą. Bo dziecko jest wyjątkowym pacjentem. Jakoś tak się złożyło, po pomimo moich obaw, że do dzisiaj udaje mi się utrzymywać dobry kontakt z dziećmi, łapię ten kontakt, po prostu i one łapią kontakt ze mną. A wtórnie do tego kontakt z rodzicami.
Adrian Urbanek: To jednak jest dosyć specyficzny kontakt, bo dziecko nie jest pacjentem, który jest w stanie szczegółowo powiedzieć lekarzowi o swoim stanie zdrowia.
Prof. Tomasz Urasiński: Ale jest w stanie wiele pokazać swoim zachowaniem. Przypominam sobie jeden z pierwszych dyżurów w moim życiu, z bardzo doświadczoną doktor Amelią Korycką. Ona wtedy była ordynatorem oddziału niemowlęcego. Poszliśmy nocą przez ten oddział i ona mi w pewnym momencie powiedziała
„…one wszystkie w tej chwili płaczą, ale dobrym pediatrą zostanie pan wtedy, kiedy odróżni Pan to, które płacze z głodu, od tego, które płacze, bo coś je boli”. Można… Dzieci pokazują bardzo dużo, tylko trzeba uważnie je obserwować.
Adrian Urbanek: Najlepiej wiedzą o tym rodzice i opiekunowie.
Prof. Tomasz Urasiński: Ja nie wyobrażam sobie w tej chwili pracy z dziećmi bez stałego kontaktu z rodzicami. Te relacje na przestrzeni lat bardzo się zmieniły. Kiedyś, w ogóle nie myśleliśmy o czymś takim, jak prawo stałego pobytu rodziców z dzieckiem. Rodzice mieli prawo odwiedzić dzieci leczone w szpitalu raz w tygodniu i te odwiedziny trwały godzinę. Teraz oni są z nami przez cały czas.
Adrian Urbanek: Jako członkowie zespołu?
Prof. Tomasz Urasiński: Obecność rodziców ma kapitalne znaczenie dla zdrowienia dzieci. One inaczej odbierają nasze wszelkiego rodzaju działania medyczne. Akurat tak dobrze się złożyło, że kiedy wybudowaliśmy naszą klinikę, to pomyśleliśmy także i o tym, żeby na ostatniej kondygnacji stworzyć dla rodziców coś na kształt mikro hotelu, więc oni de facto mieszkają z nami podczas wszystkich pobytów. Mało tego, sale mamy w tej chwili tak skonstruowane z założenia, że to są sale dla pacjenta dziecka i jednocześnie dla rodzica i opiekuna. Tak, ma pan rację. Rodzic staje się członkiem zespołu leczącego.
Adrian Urbanek: W przypadku tej kliniki rodzice niejako „wywalczyli” sobie taką pozycję.
Prof. Tomasz Urasiński: Jesteśmy jedyną kliniką Onkologii i Hematologii Dziecięcej w Polsce, którą wybudowali rodzice. Oczywiście, że my, lekarze mieliśmy w tym znaczący udział, ale tak naprawdę to klinikę, w której teraz pracujemy wybudowało „Stowarzyszenie Rodziców Dzieci Chorych na Białaczkę i Inne Choroby Nowotworowe”. Oni zaczęli swoje działanie w połowie lat dziewięćdziesiątych. Budowa zaczęła się w roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym i trwała 7 lat. I tak naprawdę to w tym budynku nie ma ani złotówki szpitalnej, uniwersyteckiej, ministerialnej. To wszystko były fundusze zbierane przez rodziców przy jakiejś tam naszej mniejszej czy większej pomocy.
W 2004 roku budynek został oddany do użytku. I ci ludzie do dziś ciągle wspierają naszą działalność; pomagali remontować na przykład oddział dzienny, pomagali wyposażać sprzęt z tak zwanej górnej półki, wspierają nas przez te wszystkie lata, to już 30 lat.
Adrian Urbanek: Jak Pan profesor widzi rolę rodziców/ organizacji we wspieraniu właśnie innych rodziców w procesie leczenia ich dzieci?
Prof. Tomasz Urasiński: Proszę wziąć pod uwagę specyfikę chorób, którymi się zajmujemy. Postawienie takiego rozpoznania i powiedzenia tego rodzicom prosto w oczy, to jest postawienie życia całej rodziny na głowie.
Leczymy dzieci, ale jednocześnie leczymy rodziny, którym nagle usuwa się grunt pod nogami.
Liczy się bardzo pomoc tych rodziców, którzy mają już doświadczenie.
Również dlatego, że choćbyśmy nie wiem, jak się starali, to my, lekarze podczas kontaktu z pacjentami i ich opiekunami nie unikniemy nigdy posługiwania się pewnego rodzaju żargonem medycznym, albo skrótami myślowymi, z którymi rodzice początkowo mogą sobie nie radzić, mogą się nie orientować. Wtedy ci starsi, bardziej doświadczeni, między innymi ludzie ze stowarzyszeń są niejako tłumaczami, uzupełniają informacje, które my przekazujemy. To jest nasz rzeczywisty partner w działalności.
Autor: Adrian Urbanek
Uniwersytecki Szpital Kliniczny Nr1 im. prof. Tadeusza Sokołowskiego PUM to największa i jedna z najnowocześniejszych placówek ochrony zdrowia w województwie zachodniopomorskim. Wykonuje szeroki zakres unikatowych procedur specjalistycznych w ramach stacjonarnej i ambulatoryjnej opieki medycznej. Hospitalizuje pacjentów najtrudniejszych, wymagających wysokospecjalistycznej wiedzy i znakomitego sprzętu.
W szpitalu działa 13 i 14 klinika, gdzie rodzice, którzy usłyszeli, że ich dziecko ma nowotwór, otrzymują wsparcie w postaci SEGREGATORA ONKORODZICA.