Adrian Urbanek: Od niedawna jest Pani szefem kliniki Pediatrii Onkologii i Hematologii w szpitalu w Białymstoku. Jak widzi Pani obecnie, rozwój swojej kariery zawodowej i Kliniki?
Dr Małgorzata Sawicka-Żukowska: Jestem osobą, która wyrosła z zespołów i mam to szczęście pracować wśród swoich przyjaciół. Od wielu lat wspólnie pracujemy nad różnymi celami, które razem osiągamy. Dziś, mam nadzieję, że moja pani profesor, która dotychczas była pierwszym i jedynym szefem kliniki (prof. Maryna Krawczuk-Rybak), i dzięki której tutaj jestem, za parę lat będzie mogła powiedzieć, że jest dumna z tego, jak kontynuuję jej pracę i że uda nam się zrealizować wszystkie nasze działania. A to są bardzo ambitne i bardzo rozwojowe plany, o których chętnie porozmawiam za rok, kiedy uda się je wprowadzić w życie. Mamy skompletowany wielospecjalistyczny zespół, w którym są nie tylko onkolodzy dziecięcy, ale też transfuzjolodzy, paliatywiści, osoby szkolące. i wielu innych. Więc działamy w bardzo szerokim zakresie.
Wiele z Pani działań wykracza, wydaje się, poza ten zakres wyłącznie medyczny. Mam na myśli książki dla dzieci, które Pani pisze. Ostatnia to „Perełka i magiczne pudełko”, a wcześniej „Miś Gabiś”.
Tak jak w onkologii człowiek sam nie funkcjonuje, tak też z różnymi projektami sam sobie nie poradzi. Oczywiście ja jestem autorką lub współautorką tych projektów, ale są wokół mnie osoby, które mnie wspierają, które pozwalają na to, żeby oprócz tych obowiązków, które są zasadniczymi obowiązkami lekarza, udało się zrobić również coś poza, co pozwala jednocześnie na to, żeby można było z większą chęcią i z większą pasją pracować.
Mam taki zwyczaj, że, aby rozładować emocje, to po dyżurze piszę wierszyki dla naszych pacjentów. Tak też było wtedy, gdy do dyżurki weszła moja przyjaciółka, pielęgniarka i zapytała co robię. Pokazałam jej je te wierszyki i kiedy po jakimś czasie znowu się zobaczyłyśmy ona powiedziała: „wiesz, ja już pokazałam to Ani Sekielskiej z wydawnictwa „Od Deski Do Deski” i w sumie to chyba będziemy z tego robić książkę”. Tak kilka lat temu powstał “Miś Gabiś”.
Potem też zdarzyła się zabawna sytuacja. Moja przyjaciółka powiedziała „wiesz, zapisałem was na taki konkurs literacki, mogłabyś coś napisać? Tak powstał „Perełka i magiczne pudełko”. Nagrody nie dostałyśmy, ale spodobało się to rodzicom naszych dzieci na oddziale i wielokrotnie korzystaliśmy, przy różnych projektach, z ich opinii. Postanowiłyśmy, że jakoś to się chyba musi ziścić. A ponieważ pojawiła się taka okazja, to wydałyśmy tę książeczkę.
Mówi Pani o pisaniu jako o formie rozładowania emocji. Obie książeczki mówią zresztą o tych dziecięcych emocjach w szpitalu. Pandusia Danusia to już jednak dobrze przemyślana zabawka edukacyjna, która pomaga w leczeniu.
To jest Miś, który pracuje. Stworzyłyśmy go wspólnie z koleżanką z oddziału Anną Krętowską-Grunwald w ramach projektu Onkogrant. Jest to pierwsza zabawka edukacyjna dla dzieci na oddziale, która jest tylko dla nich. Wiele naszych dzieci ma założone cewniki centralne, to unikalna sytuacja, podobnie jak unikalne są pandy. Ta zabawka ma specjalny schowek na port, ma złotą bransoletkę jako symbol chorób onkologicznych u dzieci, ma wejście na wenflon, ma chustkę na głowie, podobnie jak nasze dzieci. One się przez to z nią identyfikują, widzimy, jak uwielbiają podawać misiowi przez cewnikplastikowy wężyk w zależności od przeznaczenia prowadzący różnego rodzaju płyny, np. cewnik dożylny (Patrz: Broviac lub Port żylny), cewnik ... ze strzykawki wodę i właśnie dzięki temu można skłonić je później do współpracy i rozmowy na temat cewnika centralnego.
Kolejna sprawa jest taka, że kiedy dziecko kończy leczenie i kiedy zdejmujemy mu usuwany jest cewnikplastikowy wężyk w zależności od przeznaczenia prowadzący różnego rodzaju płyny, np. cewnik dożylny (Patrz: Broviac lub Port żylny), cewnik ..., to ono może ten cewnikplastikowy wężyk w zależności od przeznaczenia prowadzący różnego rodzaju płyny, np. cewnik dożylny (Patrz: Broviac lub Port żylny), cewnik ... odpiąć Pandusi Danusi i może ją zabrać do domu bez niego. Widok Danuś siedzących na łóżkach naszych pacjentów, jest czymś kojącym moje serce.
Otrzymujemy dużo informacji od rodziców z całej Polski, że to są bardzo ważne i potrzebne zabawki. Liczymy, że potrzeba ich około 1000, ale na razie ich koszt jest na tyle duży dla nas, że realizujemy ten projekt powoli…












…między innymi z innego projektu: „O!Piernicz Raka”.
Tak, to jest największa akcja, którą realizujemy u nas od 2018. To się dzieje cały rok, ale kulminacja jest zawsze w listopadzie i grudniu, kiedy organizujemy kiermasze, na których sprzedajemy przygotowane wcześniej pierniki i ozdoby świąteczne. Pierniki przygotowują nasi byli pacjenci, rodzice naszych podopiecznych, uczniowie, nasi przyjaciele, różne organizacje i grupy zawodowe. Zaczynałyśmy tę akcje we trzy z Iwoną Buchowiec i Ewą Czerech, teraz bierze w niej udział bardzo dużo osób i mam nadzieję, że z każdym rokiem będzie tych osób jeszcze więcej.
Pierwsza akcja związana była ze zbiórką pieniędzy na leczenie. Dzisiaj nie ma już takiej potrzeby…
…ale to co się zadziało w 2018 roku, to był taki promyczek. Pierwsza kostka domino, która całe nasze działanie rozpoczęła.
Dziś z tego projektu finansowane są między innymi wyprawki dla dzieci, które przygotowywane są do przeszczepów.
To obecnie jeden z głównych celów jaki przyświeca zbiórce pieniędzy przy okazji „targów kiermaszy opierniczowych”. Wyprawki przygotowywane są dla dzieci, które wyjeżdżają na przeszczepienie szpiku i komórek macierzystych. Przygotowujemy piżamy z krótkim i długim rękawem, szlafrok, poduszkę i pakujemy to wszystko do pięknej torby. To jest nasza marka, takie coś, co ma wesprzeć rodziców, bo zauważyłyśmy, że po to, żeby móc być z dzieckiem, jeden z rodziców zazwyczaj nie pracuje. Ta obecność jest koniecznością, jest niezwykle wskazana i cenna ze względu na proces leczenia i zdrowienia dziecka. Ale wówczas ten drugi rodzic, musi wziąć na siebie obciążenie finansowe związane z utrzymaniem rodziny. I wyprawka to jest taka mała rzecz, którą możemy wziąć na siebie. I powiedzieć tym rodzicom: koncentrujcie się na dziecku, my zadbamy o wyprawki.
Te wyprawki powstały zresztą w porozumieniu z rodzicami, którzy byli w ośrodkach przeszczepowych. Zwracali nam uwagę na to jakie są potrzeby dziecka: na przykład czy dziecko potrzebuje długiego, czy krótkiego rękawka, z jakich materiałów powinny być zrobione te ubranka.
Jakie znaczenie ma dla Pani podejmowanie w Klinice takich przedsięwzięć, które wykraczają poza kanon działań medycznych?
Jeżeli ktoś mnie pyta „jak to w ogóle się dzieje, że to się dzieje”, to ja zawsze odpowiadam, że „to zawsze zaczyna się od pacjenta. I zawsze to pacjent jest albo czynnikiem sprawczym, albo to wynika z jego potrzeby.
Mam kilkoro takich pacjentów, od których zaczęło się wszystko, którzy otworzyli wiele dróg i dużo serc w bardzo różnych zakresach. To są dzieci, które pomimo swojego bardzo młodego wieku i tego, że nigdy nie wyartykułowały tej swojej potrzeby, sprawiły, że my jako personel medyczny, sami zorganizowaliśmy się do bardzo wielu działań.
Można dawać na wiele sposobów; na co dzień, w postaci wiedzy medycznej, doświadczenia, zaangażowania w to, żeby pacjenci na oddziale byli jak najlepiej zaopiekowani pod względem medycznym – to jest bardzo ważne. Ale oprócz tego, jest jeszcze taka część, którą możemy dać od siebie.
Jeśli 5 latka mówi ci, że ma spodnie w kolorze jednorożca, takim samym, jak w Twojej książce, jeżeli rodzic mówi ci, że przeczytał książeczkę o Misiu Gabisu i to pomogło jego drugiemu dziecku, żeby zrozumieć, co to jest choroba nowotworowa, to jest to coś, co zwraca wszystkie godziny, które w to wkładasz, to jest warte wszystkiego.
Ja jestem marzycielem, jestem nieokiełznana w swoich pomysłach, trochę nie mam nad tym kontroli. To są szaleństwa i te szaleństwa odbierane są różnie. Ale uważam, że każdy jest do czegoś stworzony, tak jesteśmy skonstruowani. Ja Jestem skonstruowana w taki sposób, że mam taką potrzebę dawania tej części siebie. A jeżeli ktoś może z tego skorzystać, to jestem wdzięczna.
Rozmawiał: Adrian Urbanek